Być może mogłabym być femme fatale o zniewalającej talii wiolonczeli, z błyskiem okrucieństwa w oku i o dłoniach, o których dotyk by niejeden błagał,
ale mam wadę wzroku, rozdwajają mi się paznokcie,
a na dodatek jestem uzależniona od gorzkiej czekolady.
Sobotni wieczór pachniał brownies z chili i skórką pomarańczy.
Najpierw stopiłam ulubioną gorzką czekoladę z masłem na piękną błyszczącą masę.
Przyziemna część to ubijanie jajek z cukrem, cukru było dużo, chrzęścił i chrzęścił, masa jajeczna stawała się coraz bielsza aż przypominała gęsi puch. Moją "mąką" były zmielone na proszek słodkie migdały wymieszane z czerwonym chili. Na koniec wtłukłam młotkiem orzechom laskowym i ziarnom słonecznika i otarłam skórę biednej pomarańczy.
Wszystko trafiło do pieca, aż po całym domu rozniósł się znajomy ciepły zapach.
Smak? Słodko-gorzki, mokry, ciężki, orzechowy i palący. Anioł i diabeł w jednym.
Femme fatale wśród ciast.
poniedziałek, 24 listopada 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz