piątek, 21 maja 2010

suicide is painless


We had fun, but there's nowhere to go.
No directions, we're here on our own.
Came from heaven, we're down on the ground.
No more dreams, we have swallowed them all.
We had fun but we're pushed to the floor.
Nothing left - we will always want more.
Feeling colder, it's hard to move on.
Bitter taste of the passion long gone.
We're shivering our way to sleep,
We're falling deep in crystal seas.
We waste our lives to chase a dream,
We burned the path to what is real.
Let's give us a try !
[...]


One last trip makes us want to go back to the place that we belong!
Cause there ain't no way to tackle the pain from the crash of coming down.



w malignie non stop kolor wystukuję chaotyczny kod
by poskładać roztrzęsione sekundy w zorganizowany ciąg
nanizać połamane dni na uregulowane koryto życia
zbudować podstawową komórkę

ale każda ścieżka bez odwrotu a wybór pozorny
to nie ja zaśmieję się ostatnia

ene due
suicide is painless


Obraz: Wojciech Siudmak

czwartek, 20 maja 2010

more sweet narcosis


codziennie
kulę się w płaszczu z twojego cienia
ty wzrokiem pieścisz mnie zdalnie
dławię się myślą
jakby to było
odstawić samokontrolę
gładkość skóry zetrzeć w pot
owinąć się językiem wokół
aż po spazmatyczną zapaść

i jakby to było
potem zaparzyć ci kawę rano



Obraz: Antonio Roybal

wtorek, 18 maja 2010

I can be anything


O ostatniej płycie The Flaming Lips napisano już rzeki słów, począwszy od tych, co to mieszają z błotem, a kończąc na tych, co peany pieją. Ja bawić się w domorosłego recenzenta nie będę, dość, że pokochałam ich ślepą miłością za tę płytę i od listopada raz po raz pobrzmiewa w moich uszach.
Tekstowo nie wyróżnia się niczym niezwykłym, czaruje nas treść prosta w odbiorze, odwołująca się do podstawowych uczuć rządzących naszym życiem; za to na poziomie muzycznym zawartość Embryonic ścina mnie z kolan. Ale w przypadku zagorzałej wielbicielki psychodeliczno-eksperymentalnych klimatów Mars Volty, ten zachwyt nie jest raczej niczym  nadzwyczajnym. Jest to dwunasty album w karierze zespołu, gościnnie wystąpiła Karen O z Yeah Yeah Yeahs , Thorsten Wormann oraz zespół MGMT.
W tym roku pojawią się w Polsce w sierpniu na Off Festivalu w Katowicach, osobiście uważam, że to spory sukces Artura Rojka i "superstar number one" tego festiwalu.
No, cóż, tegoroczne lato obfituje w wydarzenia muzyczne. Trzeba by mieć pełną kabzę albo urządzić sobie losowanie, na który festiwal się udać, a potem otrzeć łzy żalu.
Poniżej utwory, które polubiłam od pierwszego usłyszenia.

I CAN BE A FROG


WATCHING THE PLANETS


THE SPARROW LOOKS UP AT THE MACHINE


SEE THE LEAVES


Album - całe 70 minut muzyki - można przesłuchać w odtwarzaczu Grooveshark.

piątek, 14 maja 2010

Weekendowe sakiewki z owocami


Weekendowe śniadanie musi być inne niż to codzienne, zwyczajne, pochłaniane w pośpiechu o 7 rano.
 Ale z drugiej strony przygotowanie śniadania nie może też trwać zbyt długo, bo pusty żołądek tego nie zniesie. Wytyczne co do weekendowego śniadania są następujące:
- musi współgrać ze smakiem gorącego cappuccino
- ma być lekkie, ale pożywne
- słodki smak jest pożądany
- dobrze, żeby miało coś wspólnego z owocami

Zadowolenie rozleniwionych snem kubków smakowych gwarantują sakiewki z ciasta francuskiego,  wykonanie ich jest błyskawiczne: wystarczy gotowe ciasto francuskie oraz owoce - świeże, z puszki lub gęsta konfitura.
Nagrzewamy piekarnik do 200 stopni. W tym czasie kroimy radełkiem na kwadraty schłodzony płat ciasta francuskiego, blachę wykładamy papierem do pieczenia, układamy kwadraty ciasta na blasze, na środku każdego kwadratu umieszczamy zręcznie owoce, sklejamy rogi ciasta, wierzch smarujemy rozbełtanym żółtkiem i posypujemy grubym cukrem. Pieczemy około 10 - 13 minut. Można pożerać jeszcze ciepłe.
Uwagi:
- Ciasta pieką się bardzo szybko, trzeba pilnować, żeby się nie przypaliły.
- Najlepsze są "ciężkie" owoce: jabłka, truskawki, brzoskwinie, banany, gruszki.
- Mój typ to słodkie wiśnie z zalewy - smakują wybornie w zestawieniu z francuskim ciastem!
- Jeśli używamy konfitur lub powideł, trzeba pamiętać, że nie może być to zwykły dżem z żelatyną, bo w trakcie pieczenia wypłynie i przypali się.
W podobny sposób możemy zrobić mini-croissanty na śniadanko: zmieniamy tylko wykrawany kształt,  a więc kwadraty na trójkąty. 

środa, 5 maja 2010

szukam sprzedawcy marzeń


Ktoś dzisiaj zamachał mi przed nosem tłustym marzeniem. Zapach pozostał w nozdrzach, natrętny, przyklejony. Sparaliżowana permanentnym strachem przed zmianami przepuszczam jednak wszystkie okazje.


poniedziałek, 3 maja 2010

Svegliatissima







Z przebudzonej pamięci wydostał się zapach nagrzanych kwitnących jabłoni i zielonych miękkich trawą łąk sprzed dwudziestu pięciu lat. Znam pachnące kwiatowe poczwarki soczystych wiśni, szczepione ręką pradziadka grusze. Znam na pamięć każdy kawałek sczerniałej kory, znam każdy centymetr tej ziemi i każde źdźbło. Należę do echa z pobliskiego lasu, mój rozdygotany lodowatym prądem cień na zawsze utonął w leśnym strumieniu. Kawałek nieba oprawiony w porowate rozzieleniałe ramiona wchłania zmęczony umysł. Tutaj jestem. Koniec maligny.

niedziela, 2 maja 2010

Żyj szybko i umieraj młodo...



...może wtedy poczujesz pęd powietrza, siłę miłości, adrenalinę, rozmach i prawdziwy ból.
O filmie "Wrogowie publiczni" napisano już wszystko. Ja, widząc na ekranie Johnny'ego Deppa, nie umiem być już obiektywna :-). A gdy na dodatek towarzyszy mu Christian Bale, gdy akcja dzieje się w Ameryce lat trzydziestych i gdy, co najważniejsze, całość osładza muzyka rodem z New Orleans: swing i big-band jazz, to ja wymiękam i chłonę z szeroko otwartymi oczami.


Nie od dziś wiadomo, żem sentymentalna nadmiernie, że tkwię mentalnie gdzieś w dalekiej przeszłości z początku ubiegłego wieku, że taka scenografia  i stroje "z epoki" na pewno mi się spodobają i że Billie Holiday zawładnęła moim sercem już ileś tam lat temu.

Wciąż wracam do ścieżki dźwiękowej z "Public Enemies" i za każdym zasłuchaniem popadam w swoją ulubioną bezpieczną pluszową melancholię.

Poniżej kilka kawałków bliskich mojej wizji retro-świata.



Pominęłam celowo utwory instrumentalne Elliota Goldenthala: jest usypiająca, miejscami zbyt egzaltowana, nawet jak na mój gust ;-)