niedziela, 2 maja 2010
Żyj szybko i umieraj młodo...
...może wtedy poczujesz pęd powietrza, siłę miłości, adrenalinę, rozmach i prawdziwy ból.
O filmie "Wrogowie publiczni" napisano już wszystko. Ja, widząc na ekranie Johnny'ego Deppa, nie umiem być już obiektywna :-). A gdy na dodatek towarzyszy mu Christian Bale, gdy akcja dzieje się w Ameryce lat trzydziestych i gdy, co najważniejsze, całość osładza muzyka rodem z New Orleans: swing i big-band jazz, to ja wymiękam i chłonę z szeroko otwartymi oczami.
Nie od dziś wiadomo, żem sentymentalna nadmiernie, że tkwię mentalnie gdzieś w dalekiej przeszłości z początku ubiegłego wieku, że taka scenografia i stroje "z epoki" na pewno mi się spodobają i że Billie Holiday zawładnęła moim sercem już ileś tam lat temu.
Wciąż wracam do ścieżki dźwiękowej z "Public Enemies" i za każdym zasłuchaniem popadam w swoją ulubioną bezpieczną pluszową melancholię.
Poniżej kilka kawałków bliskich mojej wizji retro-świata.
Pominęłam celowo utwory instrumentalne Elliota Goldenthala: jest usypiająca, miejscami zbyt egzaltowana, nawet jak na mój gust ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A Niny Simone próbowałaś? Też w klimacie, a IMO bije zdecydowanie i Billy, i Krall. W mojej hierarchii równać się z Niną może tylko Patricia Barber.
OdpowiedzUsuńOgólnie w Krall nie zasłuchuję się, a w Ninie Simone owszem :-)I to nie jest tak, że Krall czy Barber nie cenię, nie lubię... Jeśli chodzi o współczesnych muzyków i wykonawców, to jest to dla mnie już zupełnie inny temat na oddzielną dyskusję :-)
OdpowiedzUsuńNie no, jasne, ja też tylko z ciekawości zapytałem :)
OdpowiedzUsuń"Warto rozmawiać" :-D
OdpowiedzUsuń