wtorek, 18 maja 2010
I can be anything
O ostatniej płycie The Flaming Lips napisano już rzeki słów, począwszy od tych, co to mieszają z błotem, a kończąc na tych, co peany pieją. Ja bawić się w domorosłego recenzenta nie będę, dość, że pokochałam ich ślepą miłością za tę płytę i od listopada raz po raz pobrzmiewa w moich uszach.
Tekstowo nie wyróżnia się niczym niezwykłym, czaruje nas treść prosta w odbiorze, odwołująca się do podstawowych uczuć rządzących naszym życiem; za to na poziomie muzycznym zawartość Embryonic ścina mnie z kolan. Ale w przypadku zagorzałej wielbicielki psychodeliczno-eksperymentalnych klimatów Mars Volty, ten zachwyt nie jest raczej niczym nadzwyczajnym. Jest to dwunasty album w karierze zespołu, gościnnie wystąpiła Karen O z Yeah Yeah Yeahs , Thorsten Wormann oraz zespół MGMT.
W tym roku pojawią się w Polsce w sierpniu na Off Festivalu w Katowicach, osobiście uważam, że to spory sukces Artura Rojka i "superstar number one" tego festiwalu.
No, cóż, tegoroczne lato obfituje w wydarzenia muzyczne. Trzeba by mieć pełną kabzę albo urządzić sobie losowanie, na który festiwal się udać, a potem otrzeć łzy żalu.
Poniżej utwory, które polubiłam od pierwszego usłyszenia.
I CAN BE A FROG
WATCHING THE PLANETS
THE SPARROW LOOKS UP AT THE MACHINE
SEE THE LEAVES
Album - całe 70 minut muzyki - można przesłuchać w odtwarzaczu Grooveshark.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz