Tak sobie myślę, że jednak dobrze jest w tym wieku mieć poukładane życie, to chyba przynosi spokój wewnętrzny. Nie trzeba brać pigułek na sen, tak sądzę.
Rodzina, dzieci, dom, hobby, osiągnięcia zawodowe. W tygodniu zajmująca i dobra praca, o której jednak nie myślisz po powrocie do domu, w weekend spotkania z przyjaciółmi i wypady na wieś, wyjazdy na narty zimą, latem żeglowanie albo windsurfing albo podróżowanie z dziećmi...
Idyllicznie i dokładnie jak w zegarku. Według planu. Znam takie osoby.
Czuję się opóźniona o jakieś dziesięć lat, wręcz słyszę tykanie zegara, świadomość, że nie nadgonię tego czasu, naprawdę mnie rujnuje.
To chyba stąd ta nerwowość i bałagan we mnie, ciągła potrzeba ruchu, wieczny pęd, który tak naprawdę prowadzi mnie donikąd.
Ja nie mam nic, jestem wciąż na początku.
piątek, 2 stycznia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz