Nie ma już miejsc z mojego dzieciństwa: wąwozu, którym biegałam prosto nad lodowatą przejrzystą rzekę, pagórkowatej łąki z widokiem na niebo i dęby, i mokradła z kaczeńcami i tatarakiem, przydrożnej wiejskiej zagrody z wspólnotowym piecem do wypieku chleba na zakwasie, lasu, w którym zawsze znajdowałam koźlaki pod brzozami, domu prababci krytego strzechą, nieskończonych łanów żyta z polnymi makami i chabrami i pól kukurydzy, nie ma jabłonki na podwórku, przy której konie miały wodopój, nie ma koni.
Nie ma już tych miejsc, w których pozostałam na zawsze.
Dziadek jest chudziutki i stary.
Drżą mi dłonie.
Tutaj zostanę, nie pójdę dalej.
Nie chcę znać jutra.
piątek, 15 maja 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz