sobota, 12 grudnia 2009

Oto stoję przed tobą w deszczu ciała



Eda Ostrowska to poetka mało rozpowszechniana i chyba niedoceniona.
"Oto stoję przed tobą w deszczu ciała" to jej jedyna powieść, wydana w 1983 roku przez Iskry, jednokrotnie, bez wznowień. Szkoda, bo dostęp do tej pozycji jest mocno ograniczony. W uproszczeniu, to "wewnętrzna" historia, pamiętnik narkomanki, uzależnionej od "polskiej heroiny" ze słomy makowej.
Przeczytałam ją, będąc jeszcze w liceum i do tej pory pamiętam ból i rozpacz krzyczące z każdego zdania. Nie jest to typowa powieść, język tej prozy jest wybitnie poetycki, najeżony zmysłowymi metaforami, narkotyczno-onirycznymi wizjami, miejscami jest gonitwą myśli, przypomina pismo automatyczne popularne u francuskich surrealistów.
Eda na zawsze naznaczyła moje widzenie świata. Może dlatego ją pokochałam, bo jest w niej trochę Poświatowskiej, trochę Cendrarsa, trochę Plath...

"12.04.80 r.
Wróciłam, trawa nie obróciła się w zieleń, we krwi rozpacz, nie moja, rozpędzonej planety, nie umiem nazwać czerni w uciekających żyłach - dopóki żyć będę, będę martwa, choć kwiaty będą świtać krwią, choć kwiaty będą rosnąć krwią, choć kwiaty będą pachnieć krwią, malować krwią, śnić krwią, przesuwać ławki, biec... Boże!, ile jest nieb dla kwiatów, a ile dla ludzi?... całować krwią, krwią, krwią, włosy uwodzić w słońcu, chować siebie na uśmiech w ściętej brzozie[...]."

"20.10.80 r.
[...]Czuję się pusta, głębinowa, dudnię i nie widzę innego porozumienia między mną a światem jak poprzez metal i pragnienie chwili.
Mam świat ogromny: łańcuchy górskie przecinają linie papilarne dłoni, chałupki chodzą po proszonym, ale mają w sobie dużo ciepła i niebieskich koralików, za które można kupić wszystkie wsie i bydło, i nadto szczęśliwość białych kwiatów, które z ufnością poddają się wodzie.
W moim świecie Muzyka jest Ciszą, są też symfonie, koncerty i czuby drzew.
Agresja lodówki i nocnego budzika w mój świat jest tak udokumentowana i silna, że paraliżuje uszy, które kochają widzialność, szum drzew w misie żywiołów i niski głos Piotrka, szanujący obrzędową ciszę lasu.
Zaciskam oczy, trzymam się kurczowo zrudziałego kota, a sprzęty, lalki, szpilki, sondy cisną się do porów mego ciała, zagłuszają szum drzew w latrynie aorty.
Rzeczy odbieram jako coś, co chce mnie zniszczyć, wypełnić sobą, zamknąć w lakierze, kształcie buta i połysku.[...]
Jestem z drewna i bodźca, a świat pulsuje, okrutny i agresywny. Boję się, że jeśli tak będzie dalej, ja umrę, a świat skryje się w drzewach i szumieć będzie pastelowo".

"Lublin, ...03.81 r.
[...] Siedzę biała,podłużna, bezmyślna, czuć mnie smutkiem i krzykiem rozkładającego się jeziora. Umieram, obsuwa się ciało, cicho, panicznie, żurawie pikietują niebo, czuję ciężar, bezwład opadających piersi[...]. Umrę i skokiem w dół, w czerwone udręczenie zabiję w sobie już w ustach nie rozbudzone dziecko.[...]"

Słowa Edy zapadają w pamięć, oto ona, obnażona, samotna, rozdrapana krwawiąca rana.

Źródło zdjęć: www.digart.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz