wtorek, 1 grudnia 2009
Wyspy Szczęśliwe - Fuerteventura
"A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu".
[K.I. Gałczyński]
Islas Canarias nie są trendy: "A po co ty tam lecisz? Tam nic nie ma!"
A przecież są to opisywane w starożytności Wyspy Szczęśliwe - mimo że naznaczone pechową 13, bo tyle właśnie wysepek liczy archipelag - od 2009 roku uznane za rezerwat biosfery UNESCO.
Mnie zaczarowały zwłaszcza dwie, Lanzarote i Fuerteventura, jedna kompletnie inna od drugiej. Ale to na Fuerte chcę wrócić, nie zobaczyłam wszystkiego, czas mi umknął jak we śnie. Znaleźć tu można i słońce i deszcz, morską bryzę i palący żar, wiatr, ocean, góry, wydmy, wulkany, krajobrazy rodem z Marsa albo i końca świata.
Przytulny domek z małym ogródkiem, na śniadanie rozpływający się w ustach jamon, bielutki kozi ser, świeże bułki i marmolada z pomidorów, potem plażowanie na wietrznym, pustynnym, prawie bezludnym wybrzeżu Corralejo, kolorowe żagle kitesurferów, owoce morza i ryby, krwista tagliata z rukolą w restauracji Azzurro w El Cotillo w towarzystwie regionalnego pysznego wina Castillo de Liria , jednym słowem dolce far niente, sangria, wyciszenie, książki, muzyka i krystaliczny szmaragdowy Atlantyk z czarnymi wulkanicznymi klifami, to właśnie moje ulubione wspomnienia, do tego chcę wrócić.
Fuerteventura jest drugą co do wielkości, najrzadziej zaludnioną i najbardziej dziką z Wysp Kanaryjskich, ale mewy są tutaj grubaśne i sprytne, tak jak wesołe bure wiewiórki niedaleko Betancurii, jedzące prosto z ręki.
Półwysep Jandia z Morro Jable to chyba najbardziej "turystyczne" miejsce na wyspie, ale, paradoksalnie, to właśnie niedaleko stąd jest koniec świata - Cofete - dzika pustelnia z opuszczoną osadą, małym zapiaszczonym cmentarzem i złowieszczą białą sylwetką willi Gustava Wintera u podnóża monumentalnych gór.
Brunatne pustkowia urozmaicają samotne wiatraki gofio; Fuerteventura oznacza mniej więcej "silny wiatr". I tak żałuję, że nie zrobiłam tego, co planowałam przed wyjazdem na wyspę: marzyłam o niekończących się wędrówkach po opustoszałych kozich pastwiskach, o wejściu na Tindayę, o zapadnięciu się w biały piasek wydm na Corralejo.
Nie zdążyłam zapisać w sobie Fuerteventury, pozwoliłam jej uciec piaskiem przez palce.
*Autorem większości zdjęć jest Dominik. Dziękuję.
Nie zgadzam się na kopiowanie zdjęć i wykorzystywanie ich w innych mediach i serwisach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O boszsz, jaka przestrzeń...
OdpowiedzUsuńZazdraszczam...
Asidło
w tym roku również byłem na fuerte, piekna sprawa. tez mam kilka zdjec, zapraszam!
OdpowiedzUsuńByłam w maju 2012 już drugi raz i na pewno nie ostatni, bo kawałek września znów spędzę na Fuerte.
OdpowiedzUsuńTo miejsce gdzie ocean bądź szepcze zdradzając swe tajemnice, bądź krzyczy głośno rozbijając o skały swe fale, w każdym przypadku jest to cudowne z nim obcowanie. Niebotyczne puste przestrzenie piasku, wody i nieba - nie wiadomo gdzie horyzont, gdzie kończy się toń oceanu a niebo zaczyna, miejsce niekoniecznie białych obłoków,miejsce w którym wolność otacza cię swym ciepłym wiatrem i zespalasz się z nią mimo woli, możesz krzyczeć obojętnie z jakiego powodu i tylko dzika przyroda cię słyszy.
Witam,
OdpowiedzUsuńw jakich miesiącach najlepiej wybrać się na fuerte?
początki jesieni? wiosna?
Czy wiatry silne wieją cały czas ??
Na romantyczny wypad z ukochanym (szerokie plaze, głebia ocenu, spokoj) w sam raz ?
Pani Paulino, ja na Lanzarote i Fuerte byłam we wrześniu, pogoda była wspaniała, na plażach przestrzeń i spokój, a wiatru w ogóle nie odczułam (no, może raz, podczas jednej jedynej burzy). Przepraszam, że tak późno odpisuję, ale dopiero teraz się zorientowałam ;-)
OdpowiedzUsuń