sobota, 5 marca 2011
Wrocławski Mikromusic w łódzkiej Wytwórni.
Na jesieni ubiegłego roku Mikromusic wydał trzecią płytę, "Sova", która zebrała już wiele pozytywnych recenzji, a także doceniona została Nagrodą Kulturalną Gazety Wyborczej. Dzięki dobremu duchowi z managementu miałam możliwość przesłuchać sample z albumu. Ale dla mnie to było za mało, chciałam usłyszeć zespół na żywo. 26 lutego w łódzkiej Wytwórni przekonałam się, że Mikromusic wypada świetnie na koncertach, mało tego, chyba wolę ich na koncertach niż z głośników w domu (fakt, mam kiepski sprzęt). Energia muzyków, ich profesjonalizm i radość z grania sprawiły, że wieczór zaliczam do wyjątkowo udanych.
Relaksujący funkowo-jazzowy klimat wprawił mnie w dobry nastrój, oraz sama świadomość, że są w Polsce NAPRAWDĘ utalentowani wykonawcy, a nie tylko ci sztucznie wywindowani na szczyt przez komercyjne media. Najbardziej urzekła mnie warstwa instrumentalna, chłopcy są genialni, nie usłyszałam ani szczypty elektroniki, koncert od początku do końca zagrany był akustycznie. W pewnym momencie miałam wrażenie, że słyszę elektroniczny tripowy bit, okazało się, że to Łukasz Sobolak takie cuda tworzy na perkusji. Wokal Natalii Grosiak - choć technicznie bez zarzutu - jest słodki, bardzo delikatny, miejscami nawet za bardzo (naturalnie, to kwestia gustu) - można odnieść wrażenie, że Natalia nie pokazuje do końca swoich wokalnych możliwości. A na pewno je ma: na koncercie utwór "Oczko" (poniżej do odsłuchu) zaśpiewała naprawdę brawurowo, aż przechodziły ciarki!
Majstersztykiem i moim faworytem na albumie jest utwór "Szkodnik": tutaj muzycy w pełni pokazują, na co ich stać:
Teksty są liryczne, poetyckie, pełne przewrotnych obrazów, tworzą nieco oniryczny klimat, ale nie wszystkie do mnie trafiły: na przykład tekst utworu "Do kieszeni" trochę razi mnie naiwnością.
Podczas koncertu kilkakrotnie odniosłam wrażenie, jakby wokal oraz warstwa tekstowa były zbyt subtelne w stosunku do muzyki - dynamicznej, zadziornej, "z pazurem".
Ale może właśnie na tym polega fenomen i niepowtarzalność Mikromusic: takie połączenie słodkości lodów waniliowych z ogniem chili; po pierwszych funkowych bitach spodziewamy się usłyszeć zachrypnięty "czarny" głos, a dochodzi nas ciepły, delikatny, dziecięcy wręcz śpiew.
Zachęcam do zapoznania się z twórczością zespołu na koncercie, najlepiej klubowym, przy lampce wina albo filiżance dobrej kolumbijskiej kawy :-).
Polecam wszystkim poszukującym optymizmu i ciepła w muzyce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dzięki za odkrycie:) I pomyśleć, że miałam ich na wyciągnięcie ręki..
OdpowiedzUsuńno z tym zespołem jestem od samego początku...choć biję się w pierś na ich koncercie nie byłem...grali jakiś czas temu w Poznaniu,ale nie zawsze można na wszystko się wybrać...ja tam bardzo lubię Natalie także w innych projektach...
OdpowiedzUsuńZnam ich z Trójki, są świetni :)
OdpowiedzUsuńkolejny zespół który "mam" z Twojego powodu :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że lubicie lub polubiliście :-)
OdpowiedzUsuń