wtorek, 4 listopada 2008

Moonshine




Zaczęło się chyba od okładki płyty Collage "Moonshine", prawdziwej perły rocka progresywnego, w 1994 albo 1995 roku. To wtedy skropliła się do wewnątrz mnie prawdziwa melancholia i została do dziś. Niezapomniane dwa koncerty Collage w Łodzi, audycje w Trójce, głos Piotra Kaczkowskiego, Tomasza Beksińskiego, a potem osoba Piotra Stelmacha, którego miałam zaszczyt znać osobiście. Tak naprawdę to ten ostatni pokazał mi alternatywna muzykę i otwartość na odmienne ścieżki.
Od tamtej pory, gdy oglądam prace Zdzisława Beksińskiego, zawsze w głowie brzmi magiczny głos Amiriana. I na odwrót, słuchając "Moonshine" albo "Safe", przed oczami mam plątaniny ścięgien, człowiecze układy scalone, ludzkie cerowane maski, wibrujące kolory i niepokój z obrazów Beksińskiego.

Collage już nie ma.
Obaj Beksińscy nie żyją.

Wielka szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz