środa, 20 stycznia 2010
Kompletnie nieobiektywnie
I co ja mogę powiedzieć? Przecież nie będę się silić na obiektywizm!
Nic na to nie poradzę, że Archive na koncertach to według mnie petarda, a dodatkowo poznańska setlista to zestaw moich ulubionych kawałków.
Organizacja koncertu trochę mnie rozczarowała, a scena w Eskulapie jest tak mała, że zespół ledwo się mieścił na niej w całości. Z drugiej jednak strony, mała sala i mała scena dawały wrażenie kameralności, muzycy byli tak blisko...
Jako support zagrał naturalnie Birdpen, cztery utwory, z czego dwa ostatnie "Off" oraz "Only the name changes" naprawdę porwały publiczność, w tym mnie.
Zaczęło się od Pills, to chyba głównie dzięki wyrazistym bębnom Smileya i Dave'a publiczność poddała się transowemu klimatowi utworu i już od tej chwili Archive kontrolowali koncertowy tłum do samego końca.
Zahipnotyzowało mnie wykonanie live "Finding It So Hard", do tej pory jakoś specjalnie mnie nie ruszało, ale po tym koncercie utwór dołączył do faworytów. Czekałam też na Collapse/Collide, na Dangervisit, na Bullets, na Pulse, na Fuck U, Lines, itd, ale...odkąd pierwszy raz usłyszałam Archive, marzyłam, aby doświadczyć "Lights" na żywo. No, i stało się, Pollard swoim "It hurts to wake up... turn my head off forever" spopielił mi serce. "Lights" to ja. I na samo wspomnienie coś mnie w środku ściska i nie chce puścić, nic już nie jest tym, czym było. Ten kawałek zakrzywia promienie słońca i przekształca rzeczywistość. I chociaż Darius chyba się lekko pomylił podczas tego utworu, to nic, nic, nic.
Na bisy dostaliśmy Controlling Crowds, Bullets, So Few Words i Pulse. Ale to nie był koniec. Najpierw tylko Pollard i jego gitara i przepiękne "Remove" (poniżej video ze studia udostepnione przez Juliana na myspace), a potem Dave i Harris uraczyli nas wersją "Again" unplugged...
Pięknie.
Cieszy też to, że muzycy nie są gwiazdami tylko artystami i po koncercie można zamienić kilka słów z każdym z nich. Pollard stał na mrozie w cienkim płaszczu chyba z pół godziny, rozmawiając, podpisując płyty, koszulki, plakaty, pozując i na dodatek "załatwiał" autografy od Marii Q...
Tak to jest, raz pójdziesz na koncert Archive i już po tobie... ;-)
Remove
Julian | MySpace Wideo
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"raz pójdziesz na koncert Archive i już po tobie..." święta prawda! ;) genialny koncert, z Remove do tej pory nie mogę się otrząsnąć. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa też cierpię na chwilowy pokoncertowy mental disorder... ;-)
OdpowiedzUsuńJa w sumie do tego stopnia, że nie wytrzymałam i kupiłam dzisiaj bilet do Wrocławia ;) przyjemnie być uzależnionym...
OdpowiedzUsuńDzięki, chociaż tyle, mnie jak zwykle przyjemności omijają :)
OdpowiedzUsuńDzięki za Remove unplugged - ja również nie mogę się otrząsnąć z wrażenia po koncercie i ..nie mogę się doczekać Wrocławia :)
OdpowiedzUsuńWidziałem ich w Krakowie. I chętnie zobaczyłbym jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze...
OdpowiedzUsuń