środa, 26 listopada 2008

Σχιζοφρένεια



moje życie ma dwie połowy
przed i po
z Nim i za Jego plecami
ze schabowym przy dźwiękach wiolonczeli

moje ciało ma dwie połowy
jedną bez serca drugą bez rozumu
jedną pierś mniejszą drugą cieplejszą
dwie nogi każdą w inną stronę

ta z sercem uszkodzona
pełno w niej chorób
złych nawyków i wyuzdania
tę stronę nawet rzadziej pieścisz
bo śpi od ściany

dwie połowy
oswajać je ze sobą za późno
od początku źle zeszyte
język mi się popruł
kręgosłup się rozłazi
gwarancja już wygasła

chyba się sprzedam
na części

wtorek, 25 listopada 2008

Dotykasz mnie
ale moja skóra to żółwia skorupa
nieprzepuszczająca twojej miłości
może dlatego wciąż nie mam o niej pojęcia

poniedziałek, 24 listopada 2008

Femme fatale

Być może mogłabym być femme fatale o zniewalającej talii wiolonczeli, z błyskiem okrucieństwa w oku i o dłoniach, o których dotyk by niejeden błagał,
ale mam wadę wzroku, rozdwajają mi się paznokcie,
a na dodatek jestem uzależniona od gorzkiej czekolady.

Sobotni wieczór pachniał brownies z chili i skórką pomarańczy.
Najpierw stopiłam ulubioną gorzką czekoladę z masłem na piękną błyszczącą masę.
Przyziemna część to ubijanie jajek z cukrem, cukru było dużo, chrzęścił i chrzęścił, masa jajeczna stawała się coraz bielsza aż przypominała gęsi puch. Moją "mąką" były zmielone na proszek słodkie migdały wymieszane z czerwonym chili. Na koniec wtłukłam młotkiem orzechom laskowym i ziarnom słonecznika i otarłam skórę biednej pomarańczy.
Wszystko trafiło do pieca, aż po całym domu rozniósł się znajomy ciepły zapach.
Smak? Słodko-gorzki, mokry, ciężki, orzechowy i palący. Anioł i diabeł w jednym.
Femme fatale wśród ciast.

wtorek, 18 listopada 2008

what if...

Może rzeczywiście pewnego dnia słońce wzejdzie na zachodzie.
Zupełnie nie mam planu na ten dzień.

czwartek, 13 listopada 2008

Constans

a gdy słyszę po raz ósmy
skrzypienie kroków na schodach
męcząca niechciana złość w trzewiach rośnie
jak zaczyn drożdżowy

powtarza jesteś oschła i małomówna nie ma do kogo gęby otworzyć
człowiek zdany sam na siebie o wszystkim musi pomyśleć
masz tu pierogów zrobiłam

patrzę na rozciągnięte jak ciasto
uszy z wielkimi plastikowymi klipsami
na dresowe spodnie pod nocną koszulą
na zsiniałe worki na łzy które roni na zawołanie

ja naprawdę bardzo chcę być miła i kochająca
ale pewnie tak jak mówi mam serce z kamienia
no i ta cholerna zima w perspektywie

wtorek, 4 listopada 2008

Moonshine




Zaczęło się chyba od okładki płyty Collage "Moonshine", prawdziwej perły rocka progresywnego, w 1994 albo 1995 roku. To wtedy skropliła się do wewnątrz mnie prawdziwa melancholia i została do dziś. Niezapomniane dwa koncerty Collage w Łodzi, audycje w Trójce, głos Piotra Kaczkowskiego, Tomasza Beksińskiego, a potem osoba Piotra Stelmacha, którego miałam zaszczyt znać osobiście. Tak naprawdę to ten ostatni pokazał mi alternatywna muzykę i otwartość na odmienne ścieżki.
Od tamtej pory, gdy oglądam prace Zdzisława Beksińskiego, zawsze w głowie brzmi magiczny głos Amiriana. I na odwrót, słuchając "Moonshine" albo "Safe", przed oczami mam plątaniny ścięgien, człowiecze układy scalone, ludzkie cerowane maski, wibrujące kolory i niepokój z obrazów Beksińskiego.

Collage już nie ma.
Obaj Beksińscy nie żyją.

Wielka szkoda.

sobota, 1 listopada 2008

CV

Urodziłam się
by oddychać muzyką
tańczyć na stole
przejść przez Marangu Gate

co noc biec w przepaść
oddechem przerywanym
na posągowo sklepionym mężczyźnie

Mam wyrok
życia
w zawieszeniu
między
czernią i bielą
pustką czterech ścian
i dręczącym jazgotem
niespełnionych marzeń

Żyję estetycznie
upijam się chlebem powszednim jak szampanem
i modlę się
do Wielkiego Głuchoniemego
ale w środku
mam już tylko
same flaki
a zamiast serca nowotwór złośliwy