piątek, 11 grudnia 2009

Perfect Sunday Lemon Cake


Mam ochotę na prawdziwy niedzielny poranek.
Taki bez budzika i patrzenia na zegarek. Wstaję, jak już się wyśpię. Najpierw gorąca kąpiel, potem cappuccino i kawałek cytrynowego ciasta.


Najprostsze na Świecie Ciasto Cytrynowe:

Potrzebne:
jedna cytryna, cztery jajka, jedna szklanka cukru pudru, półtorej szklanki mąki, jedna łyżka kisielu cytrynowego w proszku, pół szklanki oleju, łyżeczka sody oczyszczonej, ewentualnie zapach cytrynowy.

Przygotowanie:
Jajka w całości zmiksować z cukrem, dodać olej, zapach, otartą skórkę z całej cytryny, wyciśnięty sok z połówki cytryny, mąkę, kisiel i sodę (albo proszek do pieczenia. Wszystko dokładnie wymieszać i wylać do formy (tortownica około 22 cm średnicy albo keksówka). Do ciasta można wrzucić pokrojone w kostkę jabłka, brzoskwinie albo suszone owoce. Nagrzać piekarnik do 180 stopni i upiec. Upieczone ciasto odstaje od brzegów formy. Podawać z bitą śmietaną i wiórkami gorzkiej czekolady.

W idealną niedzielę musi być czas na nordic po lesie, wytarmoszenie psa i książkę przy kubku zielonej herbaty. A popołudnie...niedzielne popołudnie jest zawsze leniwe i "wytatuowane" poniedziałkiem... Drzemka z kotem na sofie i wieczorny film powinny pozwolić o nim na chwilę zapomnieć.

Zdjęcia - www.strykowski.net

wtorek, 8 grudnia 2009

dead angel



obrastam kurzem
kotami paprochami
nieruchoma jak nagrobek
postawiony dawno marzeniom
o Afryce

wiem
z tobą wszystko byłoby możliwe
może nawet dałabym radę wzdychać
z prawdziwej miłości

nie przecieraj jednak granitowych kantów
niepotrzebne mi ani światło ani uniesienia
ani własne zmartwychwstanie

więc nigdy więcej
nie budź we mnie nadziei

czwartek, 3 grudnia 2009

closer

Nie będzie dobrze.
To nic.

Nie dbam o siebie.

wtorek, 1 grudnia 2009

Wyspy Szczęśliwe - Fuerteventura




"A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu
".
[K.I. Gałczyński]




Islas Canarias nie są trendy: "A po co ty tam lecisz? Tam nic nie ma!"
A przecież są to opisywane w starożytności Wyspy Szczęśliwe - mimo że naznaczone pechową 13, bo tyle właśnie wysepek liczy archipelag - od 2009 roku uznane za rezerwat biosfery UNESCO.
Mnie zaczarowały zwłaszcza dwie, Lanzarote i Fuerteventura, jedna kompletnie inna od drugiej. Ale to na Fuerte chcę wrócić, nie zobaczyłam wszystkiego, czas mi umknął jak we śnie. Znaleźć tu można i słońce i deszcz, morską bryzę i palący żar, wiatr, ocean, góry, wydmy, wulkany, krajobrazy rodem z Marsa albo i końca świata.


Przytulny domek z małym ogródkiem, na śniadanie rozpływający się w ustach jamon, bielutki kozi ser, świeże bułki i marmolada z pomidorów, potem plażowanie na wietrznym, pustynnym, prawie bezludnym wybrzeżu Corralejo, kolorowe żagle kitesurferów, owoce morza i ryby, krwista tagliata z rukolą w restauracji Azzurro w El Cotillo w towarzystwie regionalnego pysznego wina Castillo de Liria , jednym słowem dolce far niente, sangria, wyciszenie, książki, muzyka i krystaliczny szmaragdowy Atlantyk z czarnymi wulkanicznymi klifami, to właśnie moje ulubione wspomnienia, do tego chcę wrócić.

Fuerteventura jest drugą co do wielkości, najrzadziej zaludnioną i najbardziej dziką z Wysp Kanaryjskich, ale mewy są tutaj grubaśne i sprytne, tak jak wesołe bure wiewiórki niedaleko Betancurii, jedzące prosto z ręki.

Półwysep Jandia z Morro Jable to chyba najbardziej "turystyczne" miejsce na wyspie, ale, paradoksalnie, to właśnie niedaleko stąd jest koniec świata - Cofete - dzika pustelnia z opuszczoną osadą, małym zapiaszczonym cmentarzem i złowieszczą białą sylwetką willi Gustava Wintera u podnóża monumentalnych gór.


Brunatne pustkowia urozmaicają samotne wiatraki gofio; Fuerteventura oznacza mniej więcej "silny wiatr". I tak żałuję, że nie zrobiłam tego, co planowałam przed wyjazdem na wyspę: marzyłam o niekończących się wędrówkach po opustoszałych kozich pastwiskach, o wejściu na Tindayę, o zapadnięciu się w biały piasek wydm na Corralejo.

Nie zdążyłam zapisać w sobie Fuerteventury, pozwoliłam jej uciec piaskiem przez palce.

*Autorem większości zdjęć jest Dominik. Dziękuję.
Nie zgadzam się na kopiowanie zdjęć i wykorzystywanie ich w innych mediach i serwisach.

niedziela, 29 listopada 2009

Session 2 - The Herbaliser Band


Tak, wiem, wiele osób może teraz zakrzyknąć z zażenowaniem: przecież to hip-hop! Niestety, przez wiele osób tak właśnie kojarzone są wydawnictwa wytwórni !K7 oraz Ninja Tune (z którą to The Herbaliser związani byli od początku kariery). A tutaj, na Session 2, mamy do czynienia z prawdziwą acid-jazzową energią! Hip-hop owszem, ale znajdziemy tu również jazz, funk & groove, a nawet pop.
The Herbaliser postanowili nagrać swoje najlepsze kawałki w instrumentalnej wersji niemal bigbandowej i wyszło to naprawdę nieziemsko. Jest to niejako kontynuacja pomysłu zrealizowanego w 2000 roku pod tytułem "Session One".
Świetna optymistyczna muzyka na wstrętne grudniowe wieczory, przy niektórych utworach nogi same podrygują :-).
Dla zainteresowanych poprawieniem sobie nastroju zamieszczam poniższy odtwarzacz, gdzie można przesłuchać całą płytę.

sobota, 28 listopada 2009

getting old losing soul



wciąż w tym samym miejscu
w betonie po kolana
ściany przechylają się
i wrastają mi w zgarbione plecy
nie wydostanę się

klatka jest mną
ręce zżelaziały w pręty
pordzewiały od łez
wsiąka we mnie noc i krew

nie zaznam spokoju
wciąż muszę patrzeć
szeroko otwartymi oczyma

nie podchodź
za późno
jestem puszką pandory



*obraz pochodzi ze strony www.beksinski.com.pl

środa, 25 listopada 2009

Friday chocolate & rum cake



Uwierzcie mi, są ciasta, które zawsze wychodzą. Są jednocześnie łatwe i szybkie w przyrządzeniu. Ale przede wszystkim, co najważniejsze, zawierają w sobie element szczęściogenny: CZEKOLADĘ!
I aromat rozchodzący się po całym domu. Jednym z awaryjnych i właściwie moich ulubionych jest ciasto rumowo-czekoladowe z gruszkami.

Potrzebne:
duża prostokątna blacha, papier do pieczenia, 6 twardych gruszek, 150 g roztopionego i ostudzonego masła, 150 g cukru, 3 jajka, 300 g mąki, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, 125 ml mleka, 100 g posiekanej gorzkiej czekolady, 1 łyżka rumu, zapach rumowy, 4 czubate łyżki płatków owsianych, 1 łyżeczka cynamonu, 1 łyżeczka gałki muszkatołowej, 1/2 łyżeczki chili, bułka tarta, cukier puder lub 1 tabliczka gorzkiej czekolady w całości.

Wykonanie:
Jajka w całości zmiksować z cukrem, wsypać przesianą mąkę z proszkiem, dołożyć masło, czekoladę, mleko, rum, płatki owsiane, przyprawy, zapach. Wymieszać dokładnie.
Blachę wyłożyć papierem. Obrać gruszki i pokroić w niezbyt małe kawałki. Nagrzać piekarnik do 180 stopni. W tym czasie kawałki gruszek obtaczać w bułce tartej i gęsto układać na blasze. Na koniec wylać na nie ciasto, wyrównać. Piec około 45 minut. Czas pieczenia zależy od wielkości blachy, im większa blacha tym niższe ciasto i krótszy czas pieczenia.
Na gorące ciasto można pokruszyć tabliczkę gorzkiej czekolady, rozpuści się na wierzchu i zastygnie. Można tez posypać wierzch ciasta cukrem pudrem.
Ciasto jest pulchne, aromatyczne, a dzięki owocom lekko wilgotne. Chili dodaje ostrego posmaku. Do tego już tylko kieliszek nalewki albo koniaku i ... relaks.